Praca na produkcji w Niemczech - moje doświadczenia i cenne lekcje

Pozwólcie chłopaki, że przeniosę się pamięcią do tamtego intensywnego okresu mojego życia, gdy przez ponad dwa lata stawałem ramię w ramię z niemieckimi robotnikami na liniach produkcyjnych. Dni składały się wówczas wyłącznie z jednostajnego rytmu taśm i terkotu maszyn, a powietrze było przesycone zapachem smaru i metalicznych opiłków. Nikt nie mógł nas ostrzec przed tym, jaką ciężką szkołę życia przyjdzie nam przebyć!

praca na produkcji w Niemczech



Gdy dotarłem do Nadrenii w poszukiwaniu swojej pierwszej roboty za granicą, niczym żołnierz wysłany na front, świat niemieckich fabryk był dla mnie zupełną niewiadomą. Przerażała mnie ta potęga zautomatyzowanych systemów, pośród których miałem wieść swój żywot przez najbliższe miesiące. Schodząc po raz pierwszy na halę produkcyjną, poczułem się jak maleńki, znikomy element w trybach olbrzymiej machiny.

Pierwsze kroki na stanowisku okazały się niesamowicie ciężkim doświadczeniem. Wszelkie, nawet najprostsze procedury, przyswajałem z wielkim trudem, nie mogąc za nic zgrać się z wyśrubowanymi normami i standardami. Co i rusz ktoś zwracał mi uwagę na niedopatrzenia i uchybienia. Niemieccy majstry bez pardonu odsyłali mnie na kolejne przeszkolenia, dopóki nie pojąłem dokładnie każdej piędzi obowiązujących schematów.

Prawdziwym piekłem była praca na popołudniowych i nocnych zmianach. Łatwo wówczas stracić poczucie rzeczywistości, siedząc po kilkanaście godzin przy taśmie, wśród wszędobylskiego zgiełku i rozgardiaszu. Kilkakrotnie zdarzało mi się machinalnie montować części o czwartej nad ranem, nie do końca rozumiejąc, co robię. Jednak nie można sobie było pozwolić na chwilę dekoncentracji - bezlitosne procedury, regularnie kontrole i oceny działały jak chłosta na twardych ludzi, zmuszając do maksymalnego wysiłku.

Największym koszmarem były jednak fatalne warunki fizyczne - olbrzymie hale rosochate od upału latem i lodowato zimne zimą. A do tego nieznośny hałas, który z czasem zaczął już nie dawać się wytracić z głowy. Pomocą i prawdziwym błogosławieństwem były wtedy darmowe zatyczki do uszu, masowo dystrybuowane przez zakłady.

Z czasem jednak, dzięki żelaznej dyscyplinie, wszystko się zmieniło. Każdego dnia byłem trawiony do perfekcji. Miesiąc po miesiącu, hartowałem swój umysł i ciało, pozwalając im stawać się odpornymi na nawet największe odsłony tamtejszego, nieludzkiego systemu. Już nie tylko wykonywałem swoje zadania jak maszynka, ale wkrótce zacząłem prześcigać normowy czas o całe minuty!

Kiedy wreszcie przyswoiłem wszystkie metody i schematy, zrozumiałem, że praca na produkcji wcale nie jest niczym specjalnie skomplikowanym, raczej żmudnym, wymagającym szalonej determinacji i wytrwałości. Wtedy się też otworzyłem na więcej i zacząłem dostrzegać pewną poezję w tym wszystkim - ciągłość powtarzalnych cyklów, precyzyjnie zestrojone matematyczne wzory, piękno zsynchronizowanego tańca ludzi i maszyn.

Z perspektywy czasu widzę, jak nieocenioną lekcją była dla mnie ta szczególna praca. Hartowała zarówno moje ciało, jak i umysł, wpajając żelazną systematyczność, pozwalając zetrzeć się z prawdziwymi twardzielami. Elokwencją niepotrzebną, liczyły się tylko twarde fakty i osiągi.

Pamiętam jak dziś te pozornie nudne, ale jakże fascynujące godziny na zmianie, kiedy z kumplami opowiadaliśmy sobie różne historie przy pracy. To była swego rodzaju terapia, dzięki której mogliśmy choć na chwilę oderwać się od otaczającej nas surowej codzienności. Życiowa mądrość wypływała z tych ludzkich gawęd - nie potrzebowałeś żadnych filozoficznych traktatów, wystarczyła zwykła spokojna rozmowa między kompanami przy taśmie.

Niemieccy koledzy z pracy byli dla mnie wzorem do naśladowania. Prawdziwi hardziołzy, z żelaza kuci chłopcy, zahartowani latami na produkcji. Kilku z nich pochodziło jeszcze z dawnych, ciężkich czasów NRD, oni w ogóle przeszli drogę przez ogień, o jakiej nie mogliśmy nawet marzyć. Zadziwiające, że mimo swych tragicznych historii, potrafili z wrodzoną dobrodusznością wprowadzać nowicjuszy w arkana zawodu. Nauczyli nas, że wszystko można przetrzymać, jeśli znajdzie się odpowiednią motywację i towarzyszy.

Tak, pracę na niemieckich fabrykach mogę zaliczyć do najbardziej wymagających doświadczeń w swoim życiu. Niezliczone godziny spędzone przy taśmach produkcyjnych, wśród nieustającego zgiełku i nieludzkich niemal warunków przez wiele miesięcy pozbawiałyby sił każdego innego człowieka. Ja jednak znalazłem w tym wszystkim siłę, by stale iść naprzód i udowadniać, że ani ciężka fizyczna praca, ani ekstremalny wysiłek umysłowy nie są w stanie mnie powstrzymać!

Co więcej, wyniosłem ze sobą lekcje, których nie zapomniałem do dziś - hart ducha, zdyscyplinowanie oraz fundamentalną wiedzę o produkcyjnych systemach i organizacji pracy. Wraz z tymi bezcennymi doświadczeniami powróciłem do kraju jak szeregowy z wojny - otrzaskany, doświadczony, a jednocześnie pokryty niezliczonymi bliznami. Dziś dumnie noszę te ślady. To czysta satysfakcja.Praca znaleziona na stronie https://pracazagranica.co.pl/search/oferty-pracy-niemcy

Dlatego też czuję, że muszę gorąco polecić każdemu młodemu człowiekowi, by spróbował kiedyś swoich sił w podobnej robocie. Praca na produkcji, chociaż wydaje się być najprostszą z możliwych, często okazuje się najtrudniejszą ze wszystkich szkół życia. Ale im dłuższa i bardziej wyboista droga, tym radośniejsz

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyjazd do Pracy za Granicą - Co Musisz Wiedzieć